„5 listopada zostanie zapamiętany jako dzień, w którym Amerykanie odzyskali kontrolę nad swoim krajem”.
To są słowa Donalda Trumpa – prezydenta elekta – jakie wypowiedział do zebranych tłumów wiwatujących na jego cześć po chylącym się ku końcowi zmaganiom wyborczym. Słowa nieprzypadkowe, jeśli przyjrzymy się wyjątkowej kampanii oszczerstw skierowanej w jego stronę. To nie była kampania wyborcza, to było polowanie z nagonką i użyciem broni palnej. Nie zapominajmy o procesach i próbach wyeliminowania go z gry na wszelkie możliwe sposoby. Zwycięstwo Trumpa graniczy z prawdziwym cudem, chociaż świadczy też o zachowaniu zdrowego rozsądku przez liczącą się część Amerykanów, którym udało się powstrzymać swój kraj przez zupełnym upadkiem i pogrążeniem w nicość. Donald Trump jest świadomy zagrożeń wiszących nad Ameryką. Czy zdoła uruchomić społeczne mechanizmy naprawcze, które będą przynosić pożądane rezultaty po zakończeniu jego kadencji?
Podział w Stanach na demokratów i republikanów nie ma nic wspólnego z podziałem partyjnym, w którym chodzi jedynie o władzę, z czym mamy do czynienia generalnie w Polsce. Stany Zjednoczone nie należą do EU, narzucającej swoje ideologie i wizje polityczne w zamian za subwencje. Amerykanie mogą, obecne wybory pokazały, że jeszcze, decydować o sobie, aczkolwiek decyzja nie była łatwa i prosta. Kampanię antytrampowską prowadziły wszystkie media tzw. mainstreamu, wielkie korporacje, ludzie biznesu, artyści, celebryci, świat akademicki, kto więc pozostał po jego stronie? Prości ludzie i katolicy! Tak zmienia się Ameryka. Tak wygląda podział w Stanach na „demokratów” i republikanów. Ci pierwsi to tak zwana elita, przynajmniej za taką sama siebie uważająca – właściciele Ameryki wraz z klientelą, a ci drudzy, to ceniący sobie tradycyjne wartości ludzie zdrowego rozsądku, nawet gdy bywają wśród nich tak zamożni jak Elon Musk i Jeffrey Bezos. Amerykańscy „demokraci” w swojej pogardzie dla zwykłych obywateli nie docenili rosnącej w siłę i już zaaklimatyzowanej społeczności latynoskiej. Liczyli na ich poparcie, jako imigrantów, z którymi Donald Trump ma zamiar walczyć. Tylko, że ci, którzy mieszkają tam od dziesięcioleci nie uważają się za imigrantów, są natomiast mocno przywiązani do religii, w tym wypadku do Kościoła katolickiego. To szczególnie do nich Donald Trump skierował te słowa na zakończenie pierwszego powyborczego przemówienia: „Niech Bóg was błogosławi. Niech Bóg błogosławi Amerykę.”
Za kilka miesięcy będziemy mieli wybory prezydenckie w Polsce. Stawka z ideologicznego punktu widzenia jest podobna. Tam Prezydent ma władzę realną, u nas nie, chociaż pozycję z racji bezpośrednich wyborów ma mocną, z czego żaden z Prezydentów RP nie korzystał i nie korzysta.
Czy po przyszłorocznych wyborach Prezydent elekt będzie mógł sparafrazować słowa Donalda Trumpa i powiedzieć: „Polacy odzyskali kontrolę nad swoim krajem”, ….”Niech Bóg was błogosławi. Niech Bóg błogosławi Polskę.”
autor Jan L. Skowera dn. 6 listopada 2024